Wpada do biura Kowalski, tak jak stworzył go Pan Bóg, na głowie kapelusz, w ręku teczka. Kierownik krzyczy: – Czyście Kowalski zwariowali, nago do pracy?! Kowalski: – Panie Kierowniku, bo to było tak: byłem na balandze u mojej znajomej. W pewnym momencie gaśnie światło i słychać hasło – krawaty na żyrandol. Światło się zapala, wszystkie krawaty na żyrandolu. Gaśnie światło, hasło – Panie do naga. Zapala się, wszystkie Panie nago. Znowu gaśnie światło, hasło – Panowie do naga. Zapala się – Panowie nago. Gaśnie po raz kolejny, hasło – Panowie do roboty… No to złapałem teczkę i kapelusz i przybiegłem.